Dom Tymczasowy “CZARNY KOT” – potrzebuje pomocy!

Dt „CZARNY KOT” istnieje od 7 lat. Znacie go jako Dt – Wioletta K. Spora ilość podopiecznych i ogólny trend  skłoniły mnie do nadania dt nazwy i przedstawienia Wam ekipy w całości. Trochę długa historia, ale – proszę – przeczytajcie.

Kiedyś szaleństwem było nazywać moje mieszkanie domem tymczasowym, bo było to zaledwie 35 m. Za to 35 m kociego szczęścia, miłości. W domu przebywały koty wolno żyjące podczas leczenia, koty potrzebujące opieki po sterylizacji. Były też koty czekające na adopcję – fantastyczne miziaki oraz podopieczni potrzebujący więcej czułości, czyli dzikuski wymagające socjalizacji. Swoje miejsce miały te, którym domu znaleźć się nie udało, bo się nie oswoiły, bo były starsze, chore. Były chore maluszki. Czasami – zwłaszcza w miesiącach letnich, kiedy zwierzaki wyrzucane są nagminnie – to, co działo się w dt można naprawdę nazwać tylko „szaleństwem”. Dom dosłownie „pękał w szwach”. Przebywało w nim jednocześnie po kilkanaście zwierząt. Wolontariat pochłonął mnie zupełnie. Udało się uratować wiele kocich istnień. Po kilku latach takiego wariactwa warunki metrażowe poprawiły się, więc kocie urwisy mają dla siebie więcej przestrzeni, ale reszta wcale się nie zmieniła. Nadal moje życie wypełnia przede wszystkim pomaganie kotom. Do dziś pod moją opieką zawsze jest kilkanaście zwierząt, większość w moim prywatnym mieszkaniu.

Część z nich zostanie pewnie na zawsze, bo to dzikuski. Nie dadzą do siebie podejść, drapią i posykują. Malinka i Burczymuszka, które zabrałam z ulicy jako odrośnięte już maluchy, kiedy ich mama zaginęła. Latały po ruchliwych skrzyżowaniu – bezradne, przerażone. Były na tyle duże, że zdążyły zdziczeć, nigdy się nie oswoiły. Ciciusia – zabrana na sterylizację, nie miała dokąd wracać – miejsce bytowania zrównały z ziemią buldożery, w domu odnalazła się, ale żyje z daleka od człowieka. Mami – dokarmiana prawie 10 lat schorowana dzikuska – przy przeprowadzce zabrałam ją ze sobą. Julka Kulka – przyszła nie wiadomo skąd. Pojawiła się pod drzwiami – wygłodzona, wrzeszcząca, postrzelona. Z raną i śrutem w boku. Do domu wpakowała się sama, do człowieka podejść nie chce. Udało się kotkę uratować. I Julka została – nie zamierzała się już nigdzie wyprowadzać, wracała co wieczór. Docenia kanapę i michę.

Część ekipy czeka jednak na dom z większą nadzieją – to kontaktowe, domowe futrzaki. Toluś rozrabiaka, którego zabrałam z działek w stanie fatalnym, nie przeżyłby tygodnia, dziś zdrowy i mocno żywotny, Mania – porzucona pod blokiem, płacząca na drzewie, przerażona, bita przez inne koty – staruszka. Pasek – pozostawiony na Pekinie z powodu przeprowadzki, Dzidzia, która po sterylizacji miała wrócić na Pekin i czekać, aż zburzą do reszty jej „dom”. Mimi, którą wyrzucono przy budkach w miejscu, gdzie dokarmiam koty. Pojawiła się znikąd, dopadła do miski, a potem nie chciała odkleić się od człowieka. Rudy Cepeenek – szukał pomocy klejąc się do ludzi na stacji benzynowej.

W domu tymczasowym “CZARNY KOT” nadal przebywają także koty wolno żyjące, które potrzebują diagnozy weterynaryjnej, leczenia, zabiegów i operacji oraz opieki pooperacyjnej – jak kroplówki, zastrzyki, leki. Po całkowitym wyleczeniu zdrowy już kot wypuszczony jest w miejsce bytowania. W tym momencie są: Pszczółka (wyniszczenie, kosmiczne ilości insektów, zęby), Zosia z Hutniczej (krew, ropa w pyszczku), Marynarz (ogromny ropień, zakażenie łapki). Wiele takich kotów trafia do mnie w efekcie akcji „sterylizacje”, w której biorę bardzo czynnie udział. Wyłapuję na zabiegi dziesiątki kotek rocznie. Wypuściłam już dziesiątki wyleczonych kotów. Drugie tyle oswojonych pojechało do domów stałych. Kilku podopiecznych mam w zewnętrznych dt/lecznicach. Obecnie to Noska,porzucona na Pekinie – miziak nad miziaki! Grubasek Dyzio , marzyciel i Kropka błąkająca się na dyskontowym parkingu – gaduła i przylepa.

Potrzeby są ogromne. 99% przyjmowanych przeze mnie zwierząt jest chorych, zdarza się, że chorują te, które już są. Do tego opieka nad dzikuskami. Zabiegi. Ostatnio – co chwilę stomatolog. Czasami hotel w lecznicy, jak w domu brakuje już możliwości. U wetów zostaje co chwilę kilkaset złotych. Karma dla kilkunastu kotów – sucha, mokra, czasami weterynaryjna. Żwir do 7-9 kuwet. Aby pomagać trzeba mieć środki. Miesięcznie to kwoty czterocyfrowe. Różne, ale raczej więcej niż z 1 z przodu.

Jestem pod taką kreską, że aż strach. Kieruję się często sercem, nie potrafię zostawić chorych zwierząt na poniewerkę. Kiepska ze mnie księgowa. Często jest tak, że pobyt u mnie jest jedynym kołem ratunkowym dla kota. Czekałaby go śmierć na ulicy. Nie potrafię być obojętna. By dalej działać, by zabezpieczyć obecnych podopiecznych bardzo potrzebuję Waszej pomocy. Nie ma funduszy na pokrycie obecnych kosztów, nie ma na karmę, żwir weta. Pomóżcie kotom, proszę o wsparcie dla nich.

wolontariuszka PKDT – Wioletta K.

12 2030 0045 1110 0000 0255 8070 (BGŻ)
Pomorski Koci Dom Tymczasowy
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva
ul. Kawęczyńska 16/39
03-772 Warszawa
SWIFT: PPABPLPKXXX
PayPal: pkdt.biuro@gmail.com
DOPISEK: Dt Czarny Kot

8 października, 2018

PRZEKAŻ 1,5% PODATKU

Twoje zakupy mogą pomagać

Ratujemy Zwierzaki

PomagamyZwierzakom

Zakupy internetowe poprzez

PAY PAL

My też szukamy domu!