Dłuższa historia. Nie byłam w stanie, ani krócej, ani wcześniej.
Przeczytajcie, jeśli uznacie, że możecie, pomóżcie. Dziękuję. Monika S.
Niedziela , zbliża się 22.00. Telefon od znajomej – Ady. Przy ruchliwej ulicy siedzi kotka, nie reaguje na bodźce, oddech brzuszny. Szybka organizacja transportera i kotka znalazła się w samochodzie. Padła jak placek. W końcu bezpiecznie. Ada popędziła do lecznicy całodobowej.
Na miejscu kolejka. Jeden przypadek gorszy od drugiego, ale w końcu kotka trafia do lekarza. W nocy wykonano badania: USG , RTG, biochemię krwi, podstawowe badanie wet. Dalej wenflon, kroplówka. Podano leki pierwszej potrzeby. Mała współpracowała bez problemu i przyjmowała pomoc. Była słaba, zmęczona.
Jeśli chodzi o badania…
Nie było dobrze: zacienienia na płucach, nieznaczna ilość wolnego płynu w klatce piersiowej, obrzęk, przepuklina płucna.
Jednak komunikat weta był jasny: próbujemy, potrzebna szybka pomoc i szersza diagnostyka.
Zalecenia: echo serca, morfologia krwi.Poniedziałek: kroplówka, badanie krwi i… komora tlenowa.
Z Pestką było coraz gorzej. Wiedzieliśmy już, że przed kicią ciężka operacja – przepukliny płucnej. Jej warunkiem lepszy stan kotki i przynajmniej przyzwoite wyniki echa serca. Niestety, po wykonaniu echa serduszko okazało się bardzo chore. Przerost komory, niedomykalność zastawki. Nie mogliśmy Pestki męczyć. Nie było szans na operację i powodzenie tego wszystkiego. Polały się łzy, ale podjęliśmy jedyną dobrą decyzję: pomóc kotce odejść.
Pestka była staruszką z przewlekłą, najprawdopodobniej nigdy nie leczoną chorobą serca. Kilka dni przed interwencją potrącił ją samochód. Za dużo jak na jedno słabe, chude ciałko. Drogi Ady i Pestki skrzyżowały się za późno. Nie udało się. Kotka łagodna jak anioł.
Chcieliśmy ją ratować. Na wejściu rokowania nie były takie tragiczne. Próbowaliśmy wynagrodzić jej krzywdę, jaką wyrządził jej człowiek.
Trafiło na niedzielny nocny dyżur i szpitalik w lecznicy całodobowej. Faktura zwaliła nas z nóg.
Poniżej publikujemy rozpiskę, koszty zawrotne…
Pestki już nie ma.
Dostała jedyną pomoc jaką mogła – ulgę. I godność.
Nie umarła w męczarniach, w rowie.
Została płatność. Obciąży moje dt. Miałyśmy nie pomóc? Zostawić kicię na poboczu, nie jechać do weta, nie diagnozować?
Pestce należała się szansa, badania i leki. Ciężkie interwencje same w sobie rozkładają na łopatki. Pomóżcie udźwignąć te dodatkowe konsekwencje – finansowe. Chęć pomocy, noc w lecznicy nie załatwią wszystkiego. Jest naprawdę słabo. Bez Was nie będą możliwe żadne interwencje.
https://www.pomagamyzwierzakom.pl/pestka-z-pkdt